sobota, 24 września 2016

Misz-masz.

Ostatnio dużo nowych smaków pojawia się w mojej kuchni.
Od czerwca stawiam głównie na zdrowe jedzenie, jednak reszta domowników niechętnie sięga dzień w dzień po gotowane mięso i warzywa.
Próbuję nauczyć córkę jeść coś więcej niż  rosół, szynkę, jajka i spaghetti.
Więc dwa dni temu na obiad była zupa serowa z grzankami. Pierwszy raz robiłam coś takiego. Muszę przyznać, że wyszło smaczne i gdyby nie kalorie, to sama chętnie zjadłabym porcję albo dwie.

Dziś na obiad przewidywałam wszystkim znane i lubiane placki ziemniaczane. A dla mnie placki z cukinii. Pomyślałam, że skoro uwielbiam i jedne i drugie to... czemu tego nie połączyć? No więc połączyłam i wyszło genialne! Do tego jeszcze sos jogurtowo-czosnkowy do pełni szczęścia. 
Mniam!

Na piecu gotuje się jeszcze zupa cebulowa gdyby komuś było mało. 

Skończyły się wakacje więc i skończyły się mocne kolory na moich paznokciach. Powrót do czegoś 'mojego' dobrze na mnie wpłynął. Niby drobiazg ale dobrze na mnie podziałało. 

W ostatni wtorek zaliczyłam pierwszą lekcje tańca na rurze. Nie, nie zamierzam nigdzie tego prezentować, nie zamierzam przed nikim tańczyć, robię to dla swoich mięśni, dla swojej kondycji i dla utraty kolejnych kilogramów. Jako uzupełnieni, urozmaicenie swoich ćwiczeń, treningów. I mimo ogromnego bólu jaki czułam we wtorek i środę, jestem zadowolona i chcę kolejny wtorek. 
Z powodu przygotowań do pierwszej komunii mojej córki - nie mogę pozwolić sobie na treningi na rurze dwa razy w tygodniu. 


Rok szkolny dopiero niedawno się zaczął a i ja i córka mamy dosyć... gdybym tak wiedziała jak mam pomóc dziecku, byłabym szczęśliwa i spokojniejsza. Ale moje pomysły niestety się kończą. 
Muszę szukać innego rozwiązania i kogoś do pomocy. Same chyba nie damy rady... 


Sobotnie popołudnie zapowiada się spokojnie i leniwie. Szycie mam już za sobą dzisiaj. Same naprawy i przeróbki. Muszę przejrzeć oferty z nowymi wzorami materiałów i coś nowego zaprojektować dla córki. Przydałoby się kilka bluz na zimę do szkoły. Ona bardzo nie lubi chodzić w długim rękawie, zawsze na cebulkę. No i czeka na mnie książka - "Gady" Mirosława Sokołowskiego. Bardzo trafiony prezent, ale dość ciężki jak dla mnie dlatego czytam w ratach. Cieszy mnie fakt, że ostatnio znów potrafię skupić się na książkach i że nauka szachów idzie mi coraz lepiej. Wczoraj - no, dziś w nocy - zostałam pochwalona i... dobrze mi się zrobiło.